Na Koh Larn można się dostać za 30 Baht z miasta Pattaya. Promy pływają od 7 do 18. W związku z tym, że hotele na wyspie są drogie, wiele osób nocuje w Pattaya, a na Koh Larn wybiera się tylko poplażować. Tak też zrobiliśmy i my. Wyobrażaliśmy sobie dzikie plaże, małe zatoczki, ciszę i spokój. Trzeba przyznać, że bardzo się pomyliliśmy. Okazało się, że plaże wypełnione są leżakami i parasolkami, między którymi nie da się wcisnąć igły, a co dopiero rozłożyć swój ręcznik. Przypominało to trochę ustawienie krzeseł w kinie. Ciekawe, jaki widok mają ci w ostatnim rzędzie, na pewno nie błękit wody ;)
A Pattaya... chciałoby się powiedzieć "miasto, jak miasto". Nieszczególnie ładne, trochę brudne, pełne turystów (szczególnie z Rosji) i hoteli. Popularność zyskało w latach 60-tych, kiedy to spragnieni odpoczynku i relaksu amerykańscy żołnierze zaczęli je odwiedzać. I tak z niewielkiej rybackiej wioski Pattaya zmieniła się w tętniące życiem i słynne z sexturystyki miejsce. Obecnie władze miasta starają się zmienić jego wizerunek, na bardziej "przyjazny rodzinom z dziećmi". Jednak szczerze mówiąc, jeżeli ktoś przyjeżdża do Tajlandii na 3-tygodniowy urlop, nie ma czego szukać w Pattaya ;)
Kilka zdjęć miasta:
![]() |
Słynna 'Walking Street' z klubami go-go |