Tutejsze formacje skalne przypominają trochę te z Red Canyon. Jednak ich kształt jest jeszcze ciekawszy. Niesamowite jest to, że Bryce Canyon nieustannie się zmienia. Co roku, gdy śnieg i lód topnieją, woda dostaje się w małe szczeliny. Nocą ponownie zamarza tworząc w skale pęknięcia. Następnego dnia proces się powtarza. Dzięki temu nawet po kilku miesiącach skały mogą wyglądać inaczej. Aby zobaczyć ich kształty z bliska wybraliśmy się na jeden z trekkingów prowadzący dnem parku.
Tak jak i w innych parkach, po tym również jeżdżą shutter busy wożące turystów do różnych punktów widokowych. Ich kierowcy byli bardzo sympatyczni. Informowali o kolejnych przystankach, mówili, co się na nich znajduje, podpowiadali, jak gdzieś się dostać, żartowali, życzyli miłego dnia. Jeden z busów, którym jechaliśmy, zapalił się podczas jazdy. Trzeba przyznać, że był dość stary, więc miał prawo odmówić posłuszeństwa ;)
Co ciekawe na terenie parku i w jego okolicy obowiązuje inna strefa czasowa (jedna godzina do przodu). Dowiedzieliśmy się o tym dopiero z kartki przyklejonej w shutter busie. Terez było jasne, dlaczego poprzedniego dnia Centrum Turystyczne zamknięto o 17 (nie mogliśmy więc skorzystać z wc). Zgodnie z ich czasem była już 18.
Tuż przed samym parkiem znajduje się mała miejscowość ze sklepami, restauracjami, hotelami i pralnią. Pierwszy raz mieliśmy okazję zrobić pranie w znanej z filmów pralce na monety :) Pranie, suszenie, proszek - wszystko płatne oddzielnie. Całość ok 4,5$.