Nastawialiśmy się szczególnie na sandboarding. Byliśmy ciekawi, jak sobie poradzimy i czy zjeżdżanie z wydm okaże się trudniejsze niż z alpejskich stoków. Po wyjeździe z Huacachiny nadal pozostaje to zagadką. Jak to możliwe? Sandboarding okazał się małym naciągnięciem. Dostaliśmy deski, ale nie pozwolono nam na nich zjechać, tak jak na snowboardzie. Jedyną opcją było położenie się na desce i zjazd na krechę w dół wydmy. Być może ze względu na różne mniejsze i większe wypadki wśród turystów przestali pozwalać na typowy zjazd. A może był to kaprys naszego kierowcy... Poznany kilka dni później Hiszpan opowiadał, że jego grupa mogła spróbować zjazdu na stojąco.
Z kolei bardzo nam się podobała jazda buggy. Siedzieliśmy w pierwszym rzędzie. O kierowcy można śmiało powiedzieć "mały, ale wariat" ;) Niczym zawodowy rajdowiec szybko zmieniał kierunek jazdy, na pełnym gazie wjeżdżał na wydmy, by po chwili zaserwować nam ostrą jazdę w dół po ich stromych zboczach. Piasek w zębach gwarantowany ;)
Chwila odpoczynku wśród gwiazd ;) |
Oczekiwania... |
... vs rzeczywistość :P |