Nie trafilibyśmy do Ica, gdyby nie poznana w jednym z meksykańskich hosteli Peruwianka Lucy, która poleciła nam to miejsce. Dokładniej mówiąc, to nie sama Ica była główną atrakcją, lecz leżąca pośród wydm oaza Huacachina. Ica jest miastem wypadowym.
W Ica byliśmy 2 dni, w tym jeden dzień spędziliśmy na wycieczce obejmującej zwiedzanie starych wytwórni wina i Pisco, oazę, sandboard i jazdę buggy. Koszt nieduży - 50 soles za os.
Peru słynie z pisco, czyli alkoholu typu brandy produkowanego z winogron. Co ciekawe, wytwarzane jest ono również w Chile, a oba kraje od lat spierają się o pierwszeństwo jego powstania. Przewodnik oprowadzający nas po winiarni podkreślał, że alkohol ten narodził się w Peru. Obecnie jest wiele rodzajów pisco, do wyboru do koloru. W ramach wycieczki mieliśmy zapewnioną degustację w dwóch wytwórniach. Próbowaliśmy przeróżnych wariantów smakowych, jak i kilku rodzajów czystego pisco, które ma ok 46-48%. Przyjęcie takiej dawki alkoholu po lekkim śniadaniu było nie lada wyzwaniem ;) Tym bardziej, że tempo było szybkie.
Popularnym koktajlem na bazie tego alkoholu jest pisco sour, czyli pisco, sok z cytryny, cukier, białko jajka kurzego i lód. Podobno ludzie w Ica nie pijają koktajli, uważają, że pisco należy pić bez dodatków. Cóż, co kto lubi ;)
Jeśli chodzi o samo miasto Ica, to nie w nim nic szczególnego. Trudno też w nim odpocząć, bo cały czas, z każdej strony słychać klakson. W ten sposób taksówkarze ostrzegają o swojej bliskości, o tym że są wolni, a czasami wyglądało to na zwykły tik nerwowy ;) Na pewno używa się tu klaksonów inaczej niż w Europie - czyli non stop :)
Ameryka Południowa była i nadal jest dla nas pewną niewiadomą. Jednak pierwsze doświadczenia mamy bardzo pozytywne. Peru jest super :)
![]() |
Lokalne taksówki i zarazem sprawcy 'klaksonowego' hałasu |
![]() |
Tylu rodzajów pisco spróbowaliśmy w jednej z dwóch wytwórni ;) |