Puno i wyspy Uros

Puno było naszym ostatnim przystankiem przed przekroczeniem granicy z Boliwią. Miasto samo w sobie nie ma nic do zaoferowania, a głównym celem turystów są pływające na jeziorze Titicaca trzcinowe wyspy Uros. 

Titicaca to najwyżej położone żeglowne jezioro na świecie (3 812 m n.p.m.). Ma 190 km długości i 80 km w najszerszym miejscu. Porastająca je trzcina totora stanowi budulec ponad 60 sztucznych wysp Uros zamieszkałych pierwotnie przez Indian z plemienia o tej samej nazwie. Obecnie trudno stwierdzić ilu z nich na prawdę mieszka na swojej wyspie, a ilu przypływa tam codziennie z Puno, by tylko opowiedzieć turystom o życiu na Uros. Fakt faktem, wyspy się skomercjalizowały. 

Kilkugodzinna wycieczka z biurem podróży to koszt ok 50 soles. My, za radą poznanej Francuzki Séverine, zdecydowaliśmy się popłynąć na wyspy samodzielnie. W tym celu udaliśmy się do portu, gdzie od razu obskoczyła nas grupa naganiaczy. Cena, którą nam zaproponowali za 2 wyspy była bardzo atrakcyjna i trochę podejrzana (10 soles). Długo się zastanawialiśmy i kilka razy upewnialiśmy, czy aby na pewno całość wyniesie nas tylko 10 soles. W Internecie czytaliśmy, że sama łódka to koszt 10 soles, a do tego trzeba doliczyć po 5 soles za wejściówki na wyspy. Dopiero gdy zobaczyliśmy łódkę pełną Peruwiańczyków odważyliśmy się kupić bilet ;) 

Po ok godzinie dopłynęliśmy do pierwszej wyspy. Jej mieszkanka opowiedziała (niestety po hiszpańsku) o historii Indian Uros, jak buduje się wyspę i zapewne wiele innych ciekawych faktów, których nie zrozumiliśmy ani my, ani nasz kolega Niemiec ;) Odsiedzieliśmy swoje lekko się nudząc. Kolejnym punktem programu była opcjonalna przejażdżka tradycyjną łodzią. Za dodatkowe 10 soles. Pani z wyspy tak długo nawoływała Peruwiańczyków, że w końcu wszyscy grzecznie wsiedli na pokład. Tylko nasza trójka została na wyspie ;) Stwierdziliśmy, że po pierwsze ustaliliśmy cenę 10 soles za całość i nie damy się naciągnąć na tandetną atrakcję, po drugie w tej sytuacji bardziej by już nam się opłacało wykupić wycieczkę z biura podróży i mieć anglojęzycznego przewodnika. Co najlepsze okazało się, że owa super tradycyjna łódź sama nie płynie, a to doczepiona do jej tyłu mała łódka z silnikiem wprawia ją w ruch. Po ok 20 min kapitan naszej łodzi zabrał nas na drugą wyspę (niby do stolicy), gdzie dołączyliśmy do Peruwiańczyków. Chyba trochę się zdziwili, gdy nas zobaczyli ;) A w samej stolicy nie było nic oprócz kilku mini restauracji, stoisk z pamiątkami (drogimi) i pocztą. I tyle, po wycieczce. 

Czy było warto? Za 10 soles jak najbardziej ;) 

Należy wspomnieć, że jest jeszcze możliwość wykupienia wycieczki 2-dniowej. Wówczas zwiedza się również inne wyspy (naturalne, nie stworzone przez człowieka) i nocuje się u jednej z lokalnych rodzin.







Modele współczesnego (po lewej) i tradycyjnego (po prawej) domu

Mercedes wśród łodzi ;) Tak była reklamowana przez mieszkankę wyspy...

... szkoda tylko, że sama nie pływa ;)


Dalej, dalej ręce Gadżeta :)


Brama stolicy


I kilka zdjęć z Puno :)









W Peru domy zazwyczaj miały elewację tylko od frontu



Lokalna taksówka

Tablica ogłoszeń, czyli peruwiańskie Gumtree

Instagram