Taipei

Stolicę Tajwanu zostawiliśmy sobie na koniec. Niczym wisienkę na torcie ;)

Przed przylotem do Taipei zastanawialiśmy się, jak poradzimy sobie w miejscu, gdzie niewiele osób mówi po angielsku, a my nie potrafimy zrozumieć ani jednego słowa po chińsku. Jednak jak się okazało wszystkie znaki, ulice, czy stacje metra przetłumaczone są na język angielski. Nawet w pociągach, autobusach i metrze nazwy przystanków wyświetlane są po ang. Byliśmy pod wrażeniem, jak łatwo jest poruszać się po mieście, mimo nieznajomości mandaryńskiego ;)

Taipei, pomimo że jest dużym i nowoczesnym miastem, ma swój klimat. Co go tworzy? Drapacze chmur (w tym Taipei 101, jeden z najwyższych budynków na świecie), stare świątynie w chińskim stylu i unoszący się w nich zapach kadzideł, ludzie w garniturach jedzący śniadanie na ulicznym straganie, tysiące skuterów i wyprzedzające je wypasione auta z przyciemnianymi szybami, nocne markety pełne jedzenia, góra Słonia, z której możemy podziwiać panoramę miasta, publiczne termy, w których relaksują się głównie starsze osoby (i my wśród nich), zapach przepysznej bubble tea (herbaty z mlekiem i żelkowymi kulkami), sklepy 7-11, których pełno, niczym naszych Biedronek, no i uśmiech mieszkańców :) 

Taipei 101










Ogród botaniczny

Ogród botaniczny







Brama wjazdowa do miasta

Teren koło expo

Przystanek autobusowy ze stylowymi krzesłami ;)


Jak widać skuter to bardzo popularny środek transportu :)



Świątynia, a tuż przed nią stoisko z jedzeniem
























Pan obiera jajka na schodach świątyni


Kolorowa instalacja przed Taipei 101



Nocny market, zaczyna się wieczorem i trwa zazwyczaj do północy. Kupić możemy jedzenie, picie, ubrania itp.

"Bilet" do metra. W Taipei cena zależy od liczby przejechanych stacji, im dalej, tym drożej.

A gdy zmęczymy się zwiedzaniem, możemy się wymasować na stacji metra :)

Termy publiczne. Woda w najgorętszym basenie miała 45°C. Nie dało się w niej długo siedzieć. Już samo zamoczenie stóp było wyzwaniem :)



Instagram